Iluzja równowagi między życiem prywatnym a zawodowym (work-life balance)
Postulat równowagi między życiem prywatnym a zawodowym do biznesu wprowadziło pokolenie X. Następnie wzmocnili i przeformułowali go milenialsi. Dziś generacja Z zastanawia się, czy ma on jakikolwiek sens. No właśnie – czy ma?
Pułapka czasu
Zacznijmy od tego, jak wyznaczyć ów mityczny punkt równowagi? Najprostszym parametrem wydaje się tu czas. Jeśli to słuszna miara, to według moich obliczeń standardem powinno być spędzanie dwunastu godzin w biurze. Nawet jeżeli sen uznamy za neutralny, okazuje się, że wciąż powinno być to po osiem godzin każdego dnia. Żegnajcie zatem wolne weekendy. Podoba Ci się ten pomysł? Nie martw się, raczej nie grozi nam, że zostanie wprowadzony w życie, wręcz przeciwnie – coraz więcej firm i państw idzie w odwrotnym kierunku i skraca czas pracy, wykazując jednocześnie o wiele wyższą efektywność takiego podejścia. Nierównowaga między jedną a drugą sferą jest zatem w praktyce czymś dobrym, co poprawia wyniki osiągane przez ludzi. Chyba, że coś z tym miernikiem jest nie tak…
Pułapka motywacji
Sprawdźmy w takim razie inny. Co powiesz na motywację odzwierciedloną w zaangażowaniu? Pomijając trudność w rzetelnym jej zmierzeniu, ostatnią rzeczą, jaką lubią zmotywowane i zaangażowane osoby, jest równowaga. Załóżmy, że uwielbiasz robić zestawienia w Excelu. Dla innych przymus ślęczenia nad arkuszem kalkulacyjnym zakrawałby na sadyzm, ale Ty mógłbyś robić to dniami i nocami. Jeżeli ktoś po kilku godzinach chciałby przerwać Ci prowadzoną analizę, która jutro będzie potrzebna prezesowi, uzasadniając to postulatem równowagi, odprawiłbyś tę osobę bardzo szybko, używając niezbyt wyszukanej formuły logicznej. Nie potrzeba jakichś zaawansowanych badań, by przekonać się, że zaangażowanie nie lubi równowagi.
Pułapka równowagi
Gdyby jednak jakimś cudem udało Ci się osiągnąć ten mityczny stan, czy faktycznie byłbyś dzięki temu szczęśliwszy? To mało prawdopodobne, gdyż alchemia dobrostanu jest czymś o wiele bardziej złożonym niż zwykłą proporcją. Poza tym czuć coś sztucznego w tym podziale. Tak jakby sfera prywatna znikała w pracy, a prywatnie nigdy nie dyskutowałoby się o pracy. Dlatego uważam, że równowaga między jednym a drugim jest tylko pozornie słusznym dążeniem, ale w gruncie rzeczy to stan nielogiczny, nieosiągalny i nie wart zachodu. Tym bardziej, że zwłaszcza młode pokolenia liczą na podtrzymywanie relacji z ludźmi z pracy również poza nią, zaś firmy same zachęcają do używania własnych kontaktów do pozyskiwania osób do pracy dla organizacji.
Skuteczna alternatywa dla poszukiwania równowagi
Niemniej jednak wielokrotnie dowiedziono badaniami i praktyką, że na przykład odbieranie i wysyłanie poczty elektronicznej poza godzinami biznesowymi nie wpływa pozytywnie na poziom szczęścia – nasz i naszych zespołów. Co w takim razie powinniśmy robić? W gruncie rzeczy chodzi o trzy kompetencje:
- przełączanie się, czyli przechodzenie między trybem działania i odpoczynku oraz koncentrowanie się na jednym bądź drugim – niezależnie od tego, czy jesteśmy w pracy, czy w domu;
- asertywność, czyli umiejętność stawiania granic – w tym przypadku między trybem działania i odpoczynku, ale także w relacjach, które mogą je zaburzać, bazująca na świadomości tego, co dla danej osoby jest akceptowalne, a co nie;
- uważność, czyli zaangażowana obecność w momencie, kiedy jest się w jednym lub drugim trybie.
W praktyce oznacza to umiejętność pełnego skupienia się zarówno na pracy, jak i na odpoczynku, i niepozwalanie, by czynniki zewnętrzne wpływały na jedno albo drugie negatywnie. Nad tymi trzema kompetencjami powinniśmy pracować zamiast karmić się iluzją równowagi między życiem prywatnym a zawodowym.
Na szczęście wszystko wskazuje na to, że generacja Z i kroczące po niej pokolenie alfa skończy z tą koncepcją. Jak do tego dojdzie? Sprawdź na łamach Końca alfabetu, gdzie opowiadam, jak i dlaczego do tego dojdzie.